zajrzało:

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

smak dzieciństwa

są czasem takie dni, że wracam pamięcią do smaków z dzieciństwa. czasy , w których dorastałam były biedne, mimo to wspominam je dobrze i nie znam uczucia głodu. pamiętam jak w sklepach nic nie było, jak na święta rzucali pomarańcze, było mięso na kartki i różne limity na cukier, mąkę. mimo nasze Mamy potrafiły zrobić coś z niczego, pomoc sąsiedzka była wszechobecna, handel wymienny kwitł, a my dzieciaki rośliśmy zdrowo, bez alergii i innych , obecnych w dzisiejszych czasach syfów.
piliśmy wodę z kranu, na podwórku oranżadę z jednej butelki  po kilkanaście dzieciaków. były też takie napoje w woreczkach, co niestety miały tendencję do spadania na chodnik i rozplaskiwania się. wtedy w oczach pojawiały się łzy...ale jak się udało zrobić maleńką dziurkę, wsadzić tam cieniutką słomeczkę wtedy wszyscy popijali z jednego i nikt nie przejmował się zarazkami. a ile to razy żuło się jedną gumę....hehhehe guma turbo albo donald...to było coś. każdy dzieciak miał kolekcję historyjek z donalda. wow!!!
ale w sumie nie ten smak mi dziś się zaplątał w głowie. otóż "chodziła" za mną pasta serowo-jajeczna. taka na chleb. na kolację.  
do utartego żółtego sera dodajemy posiekane, uprzednio ugotowane jajka, łychę majonezu, szczyptę soli i ze dwa lub trzy ząbki czosnku dla zdrówka i wykurzenia potencjalnych wirusów.mieszamy widelcem na gładką pastę , ewentualnie doprawiamy jakimś ziółkiem( ja wybrałam koperek). i tadam...na chlebek. najlepiej świeży i chrupiący.hmm...piętka wskazana:)
o ile zetrzeć ser i posiekać jajka to sprawa oczywista, o tyle dodanie czosneczku wiąże się z jego rozdrobnieniem. dawniej (czyli pokolenie Babci i Mamy i wstecz hen hen) po prostu go siekało drobniutko i rozcierało nożem. potem przybył do nas nie wiem skąd (zawrócił w głowie tak dokładnie...) wyciskacz do czosnku. zazwyczaj metalowy,bywa z plastiku.wsadzamy weń obrany ząbek i ciśniemy ile sił w ręku. ale zazwyczaj spora część zostaje w środku i się marnuje. można ją ewentualnie wyskrobać z wyciskacza i posiekać, ale wychodzi podwójna robota, więc niewyciśnięta część zostaje najczęściej wyrzucona do śmieci. cóż za marnotrawstwo:)
mój problem z czosnkiem się rozwiązał gdy dostałam w prezencie, a właściwie prezenciku, uroczą mini tareczkę. nadaje się nie tylko do tarcia czosnku, sprawdza się też przy skórce z cytryny,pomarańczy, świeżym imbirze, gałce muszkatałowej i innych drobiazgach. bardzo fajny gadżet -naprawdę przydatny.
i tak będąc szczęśliwą posiadaczką tareczki dodałam dziś do swojej pasty aż trzy ząbki czosnku. a co mi tam i tak nie mam się z kim całować:) dobrze, że w necie nie czuć:) nie chucham w ekran:)

smacznego.mniamula.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz