zajrzało:

niedziela, 23 grudnia 2012

ciasteczka herbaciane

produkcja trwa w najlepsze:) ale pyyyyyyyyyyyszne wyszły. mały dodatek wielka różnica:)
potrzeba: szklanki mąki, 10dag masła (margaryny), dwóch żółtek, 5 łyżek cukru pudru, i łyżki herbaty liściastej (dałam dwie :)
herbatę mielimy w młynku. masło ucieramy z cukrem, dodajemy żółtka. herbatę mieszamy z mąką i dodajemy do pozostałych składników. zagniatamy. robimy wałki jak na kopytka i kroimy na centymetrowe kawałki. z każdego kawałka robimy kulkę i spłaszczamy na placuszek. powstaną okrągłe malutkie ciasteczka. kładziemy na blaszkę wyłożoną papierem i pieczemy dziesięć minut w 180 stopniach. posypujemy cukrem pudrem. podajemy hmm... z herbatą :) do kawy też pasują:)

smacznego. mniamula.

sobota, 22 grudnia 2012

wyrośnięte ciasteczka

ciasteczka robię od wielu lat, różne ,różniaste, zakupiłam sobie na mikołaja kilka foremek, jak pozbierałam wszystkie w posiadaniu mam kilkanaście. fajna zabawa, zwłaszcza, że odkąd mam dziecko to mam super pomocnika. mam nadzieję ,że Synek odziedziczy pasję gotowania i pieczenia i kiedyś będzie rozpieszczał różnymi pysznościami swoja kobietę.
a dziś prosty przepis na ciasteczka drożdżowe. można je polukrować, można polać polewą, można też nie robić nic tylko szybciutko zjeść. czasem jak nie mam czasu to ciasto pakuję do blachy, posypuję cukrem i zamiast ciastek mam pyszny placek drożdżowy :)
potrzeba: trzech szklanek mąki, 25dag margaryny, pół szklanki cukru, 6 dag drożdży, 3/4 szklanki mleka, czterech łyżeczek cukru waniliowego, szczypty soli, 
mąkę zmieszać z cukrem (łyżkę zostawić), solą, cukrem waniliowym. posiekać z margaryną. drożdże z łyżką cukru zalać letnim mlekiem. pobełtać. dodać do pozostałych składników. zagnieść ciasto. odstawić na pół godzinki w ciepłe miejsce. po tym czasie rozwałkować (lub wrzucić na natłuszczoną blachę:) wykrawać ciasteczka. piec piętnaście minut w 190 stopniach. polukrować. można też nałożyć dżemu i łączyć ze sobą.

smacznego. mniamula.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

ja pierniczę plus przyprawa do piernika

przepis wzięłam z "śladami słodkiej babeczki" z fejsa. tytułem Pierniczki Ani.
przepis podobno sprawdzony jakoś mnie zaciekawił, więc ruszyłam do dzieła. ciasto ma pomieszkać w lodówce trzy dni, potem pobyć w puszce więc zrobiłam wcześniej. ciężko powstrzymać się od podjadania ale jakieś mam nadzieję do Świąt przetrwają.
przyprawę do piernika zrobiłam sama, gdyż w kupnych przeważa w składzie ...mąka:(
z: 6 łyżeczek cynamonu, 2 łyżeczek imbiru, łyżeczki goździków, łyżeczki gałki muszkatałowej, łyżeczki kardamonu, łyżeczki ziela angielskiego i połowy łyżeczki czarnego pieprzu.
w składzie był jeszcze anyż ale my nie lubimy więc nie dodałam. co niezmielone zmieliłam w młynku, wszystkie składniki wsypałam do słoika i mocno nim trząchałam kilka minut. i tym oto sposobem otrzymałam pokaźną porcję przyprawy do piernika.
a do pierniczków potrzeba:
kilograma mąki, 400g miodu, 150g cukru, 250g margaryny, dwóch jajek, dwóch łyżek kakao, dwóch łyżeczek sody, i czterech kopiastych łyżek przyprawy.
 w rondlu z grubym dnem gotujemy miód z cukrem i margaryną, studzimy i dodajemy pozostałe składniki. dodałam jeszcze trzy łyżki śmietany. wyrabiamy ciasto na gładko. wkładamy do miski i pakujemy na trzy dni do lodówki. po tym czasie wyjmujemy, czekamy aż trochę nabierze domowego ciepła i wałkujemy, gdy są problemy można dodać odrobinę śmietany jeszcze. podsypujemy mąką i wałkujemy. takie ja wiem 0,5 cm. wykrawamy ciasteczka i pieczemy 7 minut w 190 stopniach.wystudzone lukrujemy ( przepis na lukier w poście "lukrujemy" ) lub oblewamy polewą. wkładamy do blaszanej puszki i jak się uda trzymamy do świąt :)




smacznego. mniamula

czwartek, 13 grudnia 2012

hej na rozgrzanie-pigwowanie

owoce pigwowca zmarzły już doszczętnie więc są....najlepsze na pigwówkę. można nastawić wcześniej ale warto wtedy je przemrozić kilka dni w zamrażarce. trunek wychodzi klarowny, wytrawny i kwaskowaty.
potrzeba: dowolnej ilości owoców pigwowca, spirytusu, później cukru lub miodu
owoce myjemy, usuwamy gniazda i kroimy na plasterki. wrzucamy do sporego słoja lub butli i zalewamy spirytusem tak aby było kilka centymetrów ponad. po sześciu tygodniach zlewamy i do płynu dolewamy przegotowanej zimnej wody, w proporcji pół na pół lub mniej jak ktoś woli mocniejsze uderzenie. owoce zasypujemy cukrem lub zalewamy miodem i ponownie odstawiamy na kilka tygodni. powstały sok łączymy z nalewką, dobrze mieszamy i zlewamy do butelek. gotowe. pić z umiarem :)
smacznego. mniamula.

środa, 12 grudnia 2012

pikantne babeczki z jajami

paszteciko-babeczki mogą być generalnie ze wszystkiego, dodatki zależą od gustów, inwencji twórczej, zawartości lodówki i spiżarni. jakiś czas temu zostałam obdarowana sporą ilością jajek. poszperałam i wynalazłam w małej książeczce o pasztetach " pasztety-seria dobra kuchnia" opracowania Iwony Czarkowskiej interesujący przepis na bazie jajek. oczywiście nie byłabym sobą gdyby trochę nie namieszała w przepisie:) oto moja wersja:
potrzeba: 15dag pieczarek, ośmiu jajek (w tym jednego surowego siedmiu ugotowanych na twardo), dwóch czerstwych bułek, szklanki mleka, sporej cebuli, kilku łyżek koperku (dałam mrożony), dwóch łyżek masła, bułki tartej, przypraw wg gustu; ja dodałam sól, pieprz ziołowy, curry, czosnek granulowany i lubczyk.
gotujemy na twardo siedem jajek, pieczarki myjemy ,osuszamy i smażymy na łyżce masła razem z pokrojoną drobno cebulą. bułki namaczamy w mleku. jak będą miękki odciskamy i mielimy w maszynce razem z pieczarkami i jajkami. dokładnie mieszamy masę, doprawiamy i dodajemy surowe jajko. mieszamy. smarujemy foremkę masłem i wysypujemy tartą bułką i wlewamy masę jajeczną. ja upiekłam w foremkach silikonowych od babeczek. i wyszły fajne muffinki na trzy gryzy. pieczemy w temperaturze 200 stopni 15-20 minut. dziecko moje, które "nie lubi grzybów- bleee mamo fuuu" zajadało się w błogiej niewiedzy. w myśl zasady co zmielone to nieobecne:) poszły szybko i były naprawdę pyszne. również jako szybkie, proste oryginalne danie na imprezkę :)

smacznego. mniamula.

niedziela, 25 listopada 2012

cukinia curry

ostatnie podrygi przetwórstwa, potem sporadycznie może coś:)
potrzeba:cukinii, cebuli- dowolna ilość plus na zalewę przepis podstawowy starcza na dziewięć słoików 0,6litra: sześciu szklanek wody, szklanki octu 6%, dwóch ząbków czosnku, półtorej szklanki cukru, czubatej łyżki przyprawy żółtej curry, płaskiej łyżki soli.
cukinię myjemy, obieramy i kroimy na plasterki, najwygodniej na szatkownicy, cebulę pokroić w plasterki. na dno słoika położyć plaster cebuli i na to nakładać poszatkowaną cukinię. zalewę zagotować zalać nią cukinię i po wierzchu posypać przeciśniętym przez praskę (lub startym na mini tarce ) czosnkiem. pasteryzować 10 minut.
i już.
pycha, fajne jako dodatek do obiadu, jako sałatka na imprezę. no ogólnie fajne. jak wszystko co zawiera żółtą curry(moim zdaniem) :)



smacznego. mniamula.

niedziela, 11 listopada 2012

cukinia z pomidorami na zimę

od kilku lat przebojem w naszej rodzinnej spiżarni jest cukinia z pomidorami. robię jej sporą ilość, gdyż dość szybko jest zjadana. na tyle, że czasem nie dotrwa zimy :) przepis wzięłam z książki "rok w kuchni jesień/zima"  autorstwa zespołu miesięcznika Kuchnia. troszkę zmieniłam, jak to ja ale podstawa zaostała zachowana:)
prosta w przygotowaniu, może być podana jako samodzielne danie lub do ryżu, kaszy, ziemniaków, makaronu. coś w stylu leczo z cukinii. zapachy lata i jesieni zamknięte w słoikach. pycha.
potrzeba: na 3 słoiki litrowe: pięć cebul, pięć ząbków czosnku, kilograma cukinii dwóch kilogramów pomidorów(najlepiej podłużnych, ale mogą być inne), oliwy, kilka listków bazylii- po dwa na słoik, soli, pieprzu. 
cebulę i czosnek obieramy, kroimy w plasterki i wrzucamy do sporego garnka na oliwę. oliwa ma zakrywać dno. cukinię myjemy, jeśli skórka jest ładna to zostawiamy, kroimy w plastry lub półplasterki (zależnie od wielkości) i wrzucamy do cebuli. pomidory sparzamy wrzątkiem, obieramy ze skórki i kroimy w dużą kostkę. dodajemy sól i pieprz. gotujemy, co jakiś czas mieszając aż smaki się pięknie połączą i warzywa będą miękkie. zapach unosi się po całym domu a ja nigdy nie mogę się powstrzymać przed zjedzeniem odrobiny( takiej większej odrobiny) przed wsadzeniem do słoików. po około 40 minutkach wszystko jest gotowe. wkładamy masę do słoików i do każdego słoika dodajemy dwa listki bazylii (niekoniecznie). można zastąpić listkami lubczyku-"maggi". albo nie dodawać wcale. pasteryzujemy dwadzieścia minut.




smacznego. mniamula.

sobota, 10 listopada 2012

cukiniowy pasztet

hmm, bo pasztet przecież nie musi być mięsny. pomyślałam, pokombinowałam poszperałam w kulinarnych notatkach i jest. tadam tym razem w roli głównej cukinia. jeszcze jest na sklepowych półkach, czasem schowa się gdzieś w zanadrzu ogródka (choć ta druga opcja to chyba już moja wyobraźnia). w sklepie jest niedroga, więc hulaj dusza!pasztet z cukinii prosimy:
potrzeba: 70 dag cukinii 25 dag pieczarek, dwóch marchewek (sporych), cebuli, 20 dag żółtego sera, czterech jaj, szklanki kaszy manny, soli, pieprzu i łyżki oleju do wysmarowania formy.
składniki są na dużą formę. ja zrobiłam keksówkę i dwanaście babeczek.
cukinię myjemy i ścieramy na tarce o grubych oczkach.jeśli jest ładna skórka to nie obieramy. pieczarki i marchewkę myjemy, obieramy i również ścieramy- wiwat malakser:) z cebulą i żółtym serem to samo. generalnie wszystko na wiór!!! w sporej misce mieszamy to wszystko razem solimy i przyprawiamy pieprzem. użyłam łyżki soli i dwóch pieprzu ziołowego. ale jak kto lubi. wbijamy jajka i wsypujemy kaszę. mieszamy wszystko na spójna masę. formę, w której będziemy piec nasz specjał wykładamy folia aluminiową i smarujemy łyżką oliwy. wylewamy masę i pieczemy godzinę w 180 stopniach. w foremkach babeczkowych upiekły się pięknie, keksówkę musiałam dopiec jeszcze 10minut. widać po zrumienionym wierzchu. można sprawdzić patyczkiem. jak suchy to gotowe.podawać na ciepło lub zimno. przepyszne jak zwykle :)


smacznego. mniamula.

czwartek, 8 listopada 2012

karczycho w jabłkach

lubię mięcho:) no lubię. karkóweczkę  bardziej. i nie tylko grillowaną, ale tez na codzienny obiad-podsmażoną i uduszoną z warzywami i tym razem z... jabłkiem. wyszła pychota.oto przepis:
potrzeba: dwóch plastrów karkówki (plaster na osobę), litra wody, po gałązce tymianku, oregano i rozmarynu, szczypty słodkiej papryki, łyżki soli, dwóch marchewek, połowy średniego selera, pięciu ząbków kiszonego czosnku (wzięłam taki z ogórków), dużego kwaskowatego jabłka.
karkówkę obmyć, osuszyć papierowym ręcznikiem i obsmażyć z obu stron na odrobinie oleju. przełożyć do garnka, zalać wodą, dodać przyprawy, pokrojone w kostkę marchew i seler. dusić 15-20 minut.gdy warzywa zmiękną dodać pokrojone na plasterki jabłko i czosnek. dusić do miękkości mięsa. w razie potrzeby podlać wodą. ewentualnie dosolić. gdy mięso będzie miękkie zasypać kaszą lub ryżem i wyłączyć gaz. zostawić pod przykryciem na dojście. albo podać z dowolnym innym dodatkiem jako osobna porcja.
smacznego.mniamula

niedziela, 21 października 2012

nadziany cyc

dziś mała wariacja z piersią kurczaka. zamiast usmażyć tylko w panierce postanowiłam jak zwykle dodać coś od siebie. nie jest to żaden wyszukany przepis, nie ma tu udziwnionych dodatków. zwyczajne, niewielkie urozmaicenie, taki kotlet komponuje się z każdym warzywem, surówką, dodatkami typu kasza, ryż. wszystko czego dusza zapragnie. proste i smaczne danie.
potrzeba: podwójnej piersi kurczaka, czterech plastrów żółtego sera( niewielkich ale grubych)garści bazylii, świeżo mielonego pieprzu i gruboziarnistej soli, jajka i bułki tartej do panierki, oraz oleju do smażenia.
pierś kurczaka myjemy, osuszamy papierowym ręcznikiem, odkrawamy żyłki i tłustości i kroimy na pół. wyjdą cztery kotlety. w każdym z nich robimy kieszonkę którą solimy i oprószamy pieprzem.przyprawiamy również kotlety na zewnątrz z każdej strony, jeśli ser żółty jest słony pomijamy solenie w środku kieszonki.  wkładamy do środka plaster żółtego sera i kilka listków bazylii. spinamy wykałaczką, ale niekoniecznie. kotlety obtaczamy w rozkłóconym jaju i w tartej bułce, smażymy na brązowo- złoto na rozgrzanym oleju. podajemy z czym tam chcemy i wcinamy mniam mniam mniam. na zimno też jest dobre :)

smacznego. mniamula.

niedziela, 14 października 2012

kanapka z majezonem:)

zrobiłam, zrobiłam, zrobiłam. własny majonez. tytuł posta wziął się z tekstów Synka.
" Mamo, Mamo chcę kanapkę z majezonem...."
wyszedł smaczny, gęsty. nawet nie zważył się za pierwszym razem. jestem dumna.
potrzeba:trzech żółtek, łyżeczki musztardy, pól litra oliwy z oliwek, łyżeczki soku z cytryny, ewentualnie przegotowanej wody,
żółtka ucieramy z musztardą na gładki krem (ja miksowałam mikserem) nie przerywając miksowania dolewamy oliwę. malutkim strumyczkiem. najlepiej wlać oliwę to dzbanuszka do mleka i lać powolutku z dzióbka. miksujemy do gęstego sosu. dodajemy sok cytryny, miksujemy jeszcze chwilkę i koniec.
gdy jest zbyt gęsty dodajemy odrobinkę wody. woda sprawi też ,że majonez będzie miał ładny kolor.
domowy majonez możemy podzielić i zrobić z niego różne dipy, np, proporcje na 4 łyżki majonezu:
- dodać czubatą łyżkę curry i szczyptę soli,
- dodać dwie łyżki tartego chrzanu, sól i pieprz i łyżkę jogurtu naturalnego,
- łyżkę jogurtu naturalnego, sól, pieprz i dwa ząbki startego na mini tareczce czosnku,
- łyżkę jogurtu naturalnego, łyżkę keczupu lub koncentratu pomidorowego, szczyptę suszonej bazylii lub garść świeżych listków
-......co kto chce:)
super smakuje z selerem naciowym, paskami papryki, ogórka itp:)


smacznego. mniamula.

sobota, 13 października 2012

lubczykowe pesto

 pesto .....
pesto nietypowe, bo żadna bazylia, żadne pini, żadne parmezan czy pecorino i inne trudne nazwy.
na mój wynalazek potrzeba: pęczka lubczyku (maggi), trzech łyżek oliwy z oliwek, dwóch ząbków czosnku, szczypty soli, 
lubczyk myjemy, otrząsamy z wody i grubo siekamy, byle jak bo idzie do blendera. czosnek obieramy, wrzucamy do miseczki blendującej, dolewamy oliwy, solimy i zasypujemy lubczykiem. miksujemy kilka minut na gładką pastę. stosujemy na kanapki, jako dodatek zamiennie dla keczupu, musztardy, itp:) można też polać nim fasolkę szparagową. zazwyczaj jem fasolkę z tartą bułką zezłoconą na maśle, tym razem zrobiłam wyjątek, skropiłam ugotowaną fasolkę pesto i nie żałuję. było pyszne.

smacznego. mniamula.

wtorek, 9 października 2012

lukrujemy

podjęłam się małego wyczynu. drżącą ręką, z walącym sercem zrobiłam Synowi tort w kształcie ciuchci, z Jego ulubionej bajki "Tomek i przyjaciele". podwiesiłam nad kuchenką gazetkę ze zdjęciem owej ciuchci, położyłam na stolnicy ozdobny papier ( nie mam takiej wielkiej tacy!!!)i do dzieła. upiekłam dwa prostokątne blaty. jeden był korpusem z drugiego powycinałam elementy. niczym, nie przekładałam ciasto to był najprostszy placek. z tego samego ciasta upiekłam kilka babeczek na koła.
gdy uporałam się z ułożeniem elementów tak by wyglądały jak pociąg, przyszło wyzwanie:) lukier królewski.
zawsze robiłam do ciastek, pierniczków, babek zwykły najprostszy lukier. lekko przezroczysty, lśniący, szarawy. teraz wyzwaniem był gęsty, biały piękny lukier. barwniki zakupiłam wcześniej. czas na bazę:
potrzebujemy: pół kilograma cukru pudru (zmieliłam w młynku zwykły cukier na puder- wychodzi taniej) , dwa białka, łyżeczka soku z cytryny, ewentualnie przegotowana woda.
cukier przesiewamy przez sitko do miski, dodajemy białka i sok z cytryny, mieszamy mikserem około pięć minut. jeśli jest za gęsty dolewamy wody. po odrobinie, dosłownie kropelkami. zabarwiamy wg przepisu na opakowaniu barwnika, do pożądanego koloru, czerwony nie bardzo wychodzi bo z białym lukrem tworzy oczywiście piękny róż:)
szpatułką nakładamy na ciasto. lukier dobrze się rozsmarowuje a także jest genialny jako klej. skleiłam wszystkie części pociągu. głowę posmarowałam białym lukrem, do reszty dodałam niebieski barwnik i pokryłam korpus. cyfrę i zdobienia zrobiłam pisakami cukrowymi a dolną warstwę ozdobną barwionym cukrem kryształem( gotowy, kupiony w sklepie). komin i obręcz pociągu oblałam stopioną czekoladą.
uff...
jak na pierwszy raz poszło całkiem nieźle. starałam się. lukier jest prosty w wykonaniu, ładnie zastyga i niepotrzebnie tak się go bałam, hehe. ale pierwsze koty za płoty. może niebawem pokuszę się o kolejne dzieła.

smacznego.mniamula.

sobota, 22 września 2012

pigwa wcale nie genowefa

kocham, kocham, kocham. najbardziej ich zapach. pigwa to drzewo. rzadko niestety spotykane, niedoceniane. ale jest jeszcze młodszy braciszek- pigwowiec. jest to średniej wielkości krzaczor z mnóstwem kolców i zielonych i żółtych kulek. pigwowca kocham miłością wielką, zaborczą i mam nadzieję odwzajemnioną. kilka lat temu przemykałam wieczorami po dzielnicy i cichaczem podkradałam owoce z różnych skwerów...(nie były to czyjeś ogródki- taki teren wszystkich). tak, jestem złodziejką. ale myślę, że krzaczki były mi wdzięczne, dawałam ich dzieciaczkom  nowe życie:) nie zbierałam wszystkich, ot tak skubałam tu i ówdzie. po przeprowadzce okazało się ,że pigwowca ma w ogródku moja sąsiadka. byłam wniebowzięta, gdy zapytana stwierdziła,że nic z nim nie robi i dała mi kluczyk do furtki...ach jaka wielka była moja radość. już nie musiałam się skradać i z walącym sercem szybko i ukradkiem zrywać owoców wciąż kalecząc sobie ręce. tak uradowana zabrałam się do przetwarzania darów. pachnie cała kuchnia, ba mieszkanie całe:) zapach pigwowca upaja, zniewala i otula. jest kwaśno- słodki, rześki, no wspaniały. ciekawe, czy używają jakiegoś olejku pigwy lub pigwowca w perfumeryjnym biznesie. muszę sprawdzić. kupiłabym bez zastanowienia perfumy z taką nutą.
boskie. zatem do dzieła.
potrzeba: owoców pigwowca(pigwy) w dowolnej ilości, odrobiny cukru.
owoce myjemy, bierzemy ostry  nóż, bo są dość twarde, kroimy na ćwiartki i wyrzucamy miliony:) pesteczek. na suchą patelnię wrzucamy pokrojone w plasterki owoce i posypujemy cukrem. niedużo, tak by puściły sok. smażymy często mieszając aż zrobi się gęsta masa. przekładamy do małych słoiczków i wekujemy około 10 minut.
dodajemy do herbaty. przestudzoną herbatę słodzimy odrobiną miodu. i jest cudownie...:)
a tak na marginesie podkradanych przeze mnie owoców nikt teraz nie zbiera. przechodząc niedawno obok swoich dawnych kradziejskich miejsc zauważyłam ,że krzaczki są pełne. zastanawiam się coby nie powrócić do procederu skoro aż się prosi...
mam nadzieję ,że po tym wpisie nikt nie postawi straży przy niczemu winnych krzaczkach.





smacznego. mniamula.

wtorek, 18 września 2012

dyniowa zupa półkrem

dynia, dynia, dynia...warzywo pełne inspiracji. można zrobić z niej zupę, gulasz, piure, można ją nadziać ,zapiekać, smażyć. zrobić dżem, wsadzić w ocet. no i oczywiście zrobić z niej lampion:)
zupa z dyni tez jest wariacją. istnieje zapewne milion sposobów na jej przyrządzenie.
mój jest następujący:
potrzeba: pól średniej dyni, czterech ziemniaków, dwóch marchewek, dwóch pomidorów, dwóch cebul litra wody lub rosołu, soli, pieprzu, curry, mielonej słodkiej papryki, ciut oleju i troszkę gęstej kwaśnej śmietany.
dynię kroimy na kawałki, obieramy ze skóry, usuwamy pestki i farfocle. myjemy i kroimy w sporą kostkę i wrzucamy na olej. oleju tyle tylko żeby maznąć dno garnka. GARNEK musi być duuuuży:) dodajemy obraną i pokrojoną w kostkę cebulę. dusimy kilka minut i zalewamy wodą/rosołem. dodajemy obrane i pokrojone w kostkę marchewki i ziemniaki. gotujemy do miękkości. na koniec dodajemy sparzone, obrane ze skórki pomidory, chwilkę niech pobulgocze i wystudzamy zupę. miksujemy blenderem tak nie do końca. żeby było czuć ,że coś tam jemy a nie papkę dla bezzębnych:) zupę doprawiamy wedle uznania przyprawami podanymi powyżej.nakładamy do głębokich talerzy i robimy kleksa ze śmietany. ewentualnie bez kleksa. też pyszna.
podajemy na ciepło. taka zupa rozgrzewa, jest syta i odżywcza i oczywiście smakowita.


smacznego. mniamula.

poniedziałek, 17 września 2012

cudowna sałatka z ogórka i papryki na ciepło

była promocja na czerwoną paprykę....ojeju jeju. więc zakupiłam kilka kilogramów i zaczęłam lekturę książek z przepisami oraz swoich szpargałów. w planach miałam paprykę na słodko w occie, paprykę kiszoną oraz coś ponadto. i znów kopalnią cudnych przepisów okazała się książka Olgi Smile "przetwory".
znalazłam u niej przepis-pierwowzór-z cukinią (str.75) - na oryginalną sałatkę robioną na ciepło. no i tak mi się spodobała, że od razu wzięłam się do dzieła...ale nie miałam cukinii, hehe. za to miałam całą skrzynkę ogórków gruntowych. stwierdziłam, że skoro to ta sama rodzinka warzyw (podobno owoców- bo od melona) to nie będzie tak wielkiej różnicy. ogórek poza tym ma świeższy smak.
efekt przeszedł moje oczekiwania, no coś pysznego. z pierwszej porcji wyżarłam bezpośrednio z garnka tyle, że niewiele zostało do słoiczków. musiałam dorobić podwójną porcję.
sałatka jest przepyszna, słodka, o ciekawej teksturze. warzywa w niej są al dente, mimo tego rozpływają się w ustach. mniam mniam mniam.
podam ilość już podwójną na wszelki wypadek:
moja wersja:
potrzeba: kilograma czerwonej papryki, kilograma ogórków gruntowych, trzech cebul, ośmiu ząbków czosnku, 150ml oleju, dwóch łyżek soli trzech łyżek cukru.
cebulę obieramy, kroimy w piórka i smażymy na oleju. gdy będzie szklista dodajemy umytą, pozbawioną gniazd nasiennych i pokrojoną w plasterki paprykę. gotujemy razem około 5 minut. ogórka kroimy w słupki i dodajemy do warzyw. dusimy 10 minut. dodajemy (ja ścieram na mini tareczce) przeciśnięty przez praskę czosnek, sól i cukier. w oryginale jest tez pieprz; ja nie dodałam. wolę doprawić na talerzu a mój synuś nieszczególnie lubi pieprz.
można wcinać na ciepło jako dodatek do obiadu lub  ciepłej kolacji. (na zdjęciu jako dodatek do naleśnika) można pasteryzować 25 minut. po wyjęciu z garnka otulamy ręcznikiem lub kocem.
smacznego. mniamula

sobota, 15 września 2012

fenomenalne buraczki na zimę

od wielu lat hitem mojej spiżarni są buraczki z papryką. słodko -kwaśne, z dodatkiem cebulki i oleju tworzą rozpływającą się w ustach sałatkę. można ją jeść samodzielnie lub jako dodatek do obiadu czy kolacji. jest tak pyszna ,że słoiczki znikają czasem nawet przed zimową porą. zdarza się też ,że muszę dorabiać, bo dziwnym sposobem się skończyły...
potrzeba:trzy kilogramy buraków, trzy czerwone papryki, trzy duże cebule. szklanki oleju, szklanki octu, połowy szklanki cukru oraz sporek łyżki soli.
buraczki gotujemy do miękkości-tak aby wchodził widelec. paprykę myjemy, usuwamy gniazda nasienne. kroimy w drobną kosteczkę, cebulę również obieramy i kroimy w drobną kosteczkę.wraz z papryką wrzucamy do garnka z oliwą, gdy cebula się zeszkli, dodajemy ocet, sól i cukier. gotujemy dziesięć minut. buraczki studzimy, obieramy  i ścieramy na tarce o grubych oczkach. dorzucamy do papryki i cebuli i gotujemy kolejne dziesięć minut co jakiś czas mieszając.
przekładamy do słoików i pasteryzujemy dziesięć minut.

smacznego.mniamula

niedziela, 19 sierpnia 2012

ogórki z kolendrą

ogórki wcinamy często gęsto. w sezonie kilogramami na świeżo, w mizerii lub w sałatce. zimą na wszelkie różne sposoby ,którymi pakuję je właśnie teraz w słoiki. dzisiejsza odsłona to ogórki z kolendrą.
potrzeba: półtora kilograma ogórków gruntowych ,średniej wielkości. 200ml octu winnego białego, 200ml wody, pół szklanki cukru, dwóch łyżek soli, łyżeczki nasion kolendry, łyżeczki nasion gorczycy, czterech ząbków czosnku, czterech goździków, czterech kulek ziela angielskiego i czterech listków laurowych.
ogórki myjemy i nieobrane szatkujemy na plasterki do sporej miski. zasypujemy solą, mieszamy i zostawiamy na dwie godziny w chłodzie. przykrywamy ściereczką do naczyń. po upływie tego czasu odcedzamy i wkładamy do słoików (cztery średnie słoiki) do każdego na wierzch wrzucamy po jednym goździku, zielu, listku i pokrojonym ząbku czosnku. posypujemy po ćwierć łyżeczki ziaren gorczycy i kolendry na słoik. z octu, wody i cukru gotujemy zalewę. gorącą zalewamy ogórki i zakręcamy. wkładamy do garnka z gorącą wodą, wypełnionym do 3/4 wysokości słoików i pasteryzujemy dziesięć minut.

smacznego. mniamula.

niedziela, 5 sierpnia 2012

makaron wstążki z pomidorami

makaron- król królów jak dla mnie. no może jeden z kilku królów:)
uwielbiam go przyrządzać, za każdym razem dorzucać coś nowego, komponować jak najlepsze dzieło i rozkoszować się wspaniałym smakiem.
dziś wersja wstążkowa, akurat to mi w duszy gra.
potrzeba dla dwóch osób: makaronu (tym razem kolorowe wstążki) -3gniazda, dwóch sporych pomidorów, garści zielonych oliwek, 10dag wędzonego boczku, małej cebuli, dwóch ząbków czosnku, czerwonej papryki, kilku listków bazylii, gałązki kopru, pieprzu
makaron gotujemy wg przepisu na opakowaniu, ja wrzucam go na wrzącą osoloną wodę, dodaję kapkę oliwy i gotuje do miękkości tzw. al dente. wyciągam jedną nitkę makaronu, kroję na pół i jeśli nie ma w środku białej kropki, świadczącej o surowej mące to oznacza, że makaron jest gotowy. odcedzam i odstawiam.
w rondlu o grubym dnie, na niewielkiej ilości oliwy, smażę boczek, dorzucam pokrojone w kostkę cebulę i czosnek. paprykę oczyszczam z gniazda nasiennego i kroję w małe paski, dorzucam do rondla. pomidory sparzam wrzątkiem, przelewam zimną wodą i zdejmuję skórkę. kroję w niewielkie kawałki i wrzucam do sosu, dodaję przepołowione oliwki, i oprószam pieprzem. nie solę, bo słony jest boczek i oliwki.
gdy pomidory się rozpadną mieszam doprowadzam do bulgotania i wyłączam. w misce, lub na talerzu układam kopczyk makaronu i polewam go sosem. posypuję rozdrobnioną gałązką kopru (ma bardzo specyficzny smak- proponuję najpierw spróbować osobno przed dodaniem do całego dania) i dekoruję bazylia. wcinam z rozkoszą.

smacznego. mniamula.

sobota, 4 sierpnia 2012

przyprawa ziołowa

raz w roku robię sporą ilość przyprawy ziołowej, czasem obdzielam nią przyjaciół i znajomych. składa się z jedenastu ziół. wspomaga trawienie, zawiera przeciwutleniacze i różne wspomagacze zdrowia. dodaję ją do sałatek, pomidorów, ogórków, kanapek, pasztetów, mielonego mięsa i niektórych zup. jest zdrowa, łagodna i prosta. nadaję się do stosowania w diecie dzieci. UWAGA: ze względu na kozieradkę nie stosować w czasie ciąży!!!
do przygotowania jej potrzebujemy młynka. kiedyś w większości domów mieliło się kawę w młynkach albo ręcznie, albo w elektrycznym, owalnym, wysokim młynku. taki właśnie u mnie pozostał jako relikt przeszłości i z powodzeniem wykorzystuję go teraz do mielenia ziół. w sklepach można też zaopatrzyć się w mielone wersje podanych składników. powinny być dobrej jakości i ładnie, intensywnie pachnieć:)ja zioła i przyprawy kupuje w ilościach hurtowych w internecie. mam swój sprawdzony sklep i raz na jakiś czas wydaję w nim mnóstwo kasy. jeśli ktoś zainteresowany nazwą mogę podać w prywatnej wiadomości. polecam:)d do przygotowania przyprawy potrzeba równej ilości składników, w zależności od potrzeb.
majeranek, kminek, nasiona kopru włoskiego, liść lubczyku, kozieradka, imbir, bazylia, oregano, tymianek, cząber, żółta gorczyca.
odmierzamy takie same ilości podanych składników, mielimy w młynku i mieszamy. przechowujemy w słoiczkach, lub w innym szczelnie zamkniętym pojemniku. posypujemy co się da:) samo zdrowie.
majeranek-działa pobudzająco, rozkurczowo,napotnie,przeciwbólowo przy menstruacji, wspomaga trawienie
kminek-pobudza trawienie, działa antyseptycznie, łagodzi wzdęcia i uczucie ciężkości
koper włoski-wspomaga trawienie i łagodzi wzdęcia
lubczyk-działa moczopędnie, wspomaga wątrobę
kozieradka- działa przeciwzapalnie, zmniejsza poziom cholesterolu we krwi, reguluje trawienie
imbir- rozgrzewa, pobudza krążenie, łagodzi wzdęcia i niestrawność
bazylia- działa antyseptycznie, pobudzająco, dodaje energii, łagodzi wzdęcia i wspomaga trawienie
oregano-działa moczopędnie, antyseptycznie, poprawia trawienie i odtruwa
tymianek- rozgrzewa, działa antyseptycznie, przeciwgrzybiczo, wspomaga trawienie
cząber-wspomaga trawienie, pobudza apetyt,
gorczyca żółta-pobudza prace jelit, wspomaga trawienie
smacznego. mniamula.

piątek, 3 sierpnia 2012

ocet malinowy

 inspiracją do przepisu był przepis Olgi Smile z książki "smak imprezy"
www.olgasmile.com/ocet-truskawkowy.html
ja zmieniłam (za Jej radą zresztą, truskawki na maliny:)
potrzeba:pół kilograma malin, pół litra octu jabłkowego, kilka listków mięty, kilka listków bazylii. 
maliny myjemy i osuszamy i  miksujemy blenderem.wrzucamy do sporego słoika. ocet zagotowujemy i studzimy. gdy jest lekko ciepły zalewamy maliny. dodajemy listki ziół i zakrywamy warstwą gazy. odstawiamy na 10dni co jakiś czas wstrząsając. po tym czasie, przecedzamy przez gazę i wlewamy do buteleczek. octu używamy do sałatek, sosów lub ciepłych potraw zamiast tradycyjnego octu.na dnie wytrącił się osad ,ale nie usuwałam go. to samo zdrówko:) pro
ocet jabłkowy również robię sama i tegoż użyłam w tym przepisie. przepis. porcje możemy zwiększać wg potrzeb. mi oprócz widocznej na zdjęciu butelki wyszła jeszcze niecała półlitrowa. generalnie na pól litra bazy, czyli octu jabłkowego wyjdzie niewiele ponad pól litra octu malinowego. niebawem. tym razem własny:)
smacznego. mniamula.

poniedziałek, 30 lipca 2012

malinowe lato-sok, dżem i ciacho

dostałam niedawno mnóstwo malin. głównie w celu zrobienia z nich soku na zimę, na wszelkie zaniemogi, gorączki i bolączki.
zrobiłam kilkadziesiąt słoiczków soku- maliny do sokownika....i już.z miąższu -dżemik. proste.domowe. pyszne.
potrzeba: malin, cukru
maliny przebrać, opłukać, osuszyć i wrzucić do sokownika. podlewać ewentualnie wody do spodniego garnka, ale maliny dość szybko puszczają sok więc nie zajmuje to zbyt wiele czasu. zlać odparowany sok do garnka i dosłodzić wedle uznania. zamieszać, zagotować i wrzący wlewać do słoików. ustawiać do góry dnem. studzić po ręcznikiem. na drugi dzień do piwnicy...koniec pracy:)
odparowany miąższ z malin przyda nam się jako baza do pysznego dżemu. powstałą masę przekładamy do rondla i obficie posypujemy cukrem, po pół godzinie, zlewamy powstały sok ( do wypicia od razu) i smażymy aż do zgęstnienia często mieszając. gdy masa jest gęsta i lepka przekładamy gorącą do słoiczków (odkładamy około szklankę masy) i również układamy do góry dnem i przykrywamy ręcznikiem.i gotowe.

teraz troszkę komplikacji związanych z odłożoną masą:)
potrzeba: arkusza ciasta francuskiego, szklanki dżemu malinowego,jednego banana, łyżki masła i płatków migdałowych.
ciasto lekko rozwałkowujemy i wykładamy na wysypaną mąką blaszkę do tarty(okrągła i płaska) nakłuwamy w kilku miejscach widelcem i wkładamy do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika na 10 minut. po tym czasie wyjmujemy ciasto i wykładamy na nie dżem. wyrównujemy masę malinową, banana kroimy cienko wzdłuż i układamy na masie. dajemy na wierzch ze trzy wiórki masła i posypujemy płatkami migdałów. wkładamy z powrotem do piekarnika, tym razem na jakieś 30 minut. zaglądamy. jeśli brzegi zbrązowieją wcześniej to skracamy czas pieczenia. ja nie skróciłam więc boczki były lekko hehe sfajczone, ale co tam:)  przed podaniem można posypać cukrem pudrem.


smacznego.mniamula.